Przebieg walk

Bitwy pod Ossowem i Radzyminem

Starcia pod Ossowem i Radzyminem, wspólnie (wraz z innymi bitwami i potyczkami na północ od Warszawy) zwane również „bitwą na przedmościu Warszawy” odgrywały w czasie operacji warszawskiej niezwykle istotną rolę. Zgodnie z koncepcją Józefa Piłsudskiego, miały one pełnić funkcję wabika na Armię Czerwoną, związać ją bojem, doprowadzić do rozciągnięcia bolszewickiego frontu i umożliwić sprawne przeprowadzenie kontruderzenia znad Wieprza, a potem, po rozkazie 10000 gen. Tadeusza Rozwadowskiego, również z północnego zachodu i wzięcie R.K.K.A. w potężne kleszcze kannejskie. Plan ten, jak wiemy, udało się zrealizować. Tak lakoniczne stwierdzenie, zupełnie zresztą poprawne z punktu widzenia strategicznego, nie oddaje jednak ogromu trudu, jaki należało w tę bitwę włożyć, podobnie jak droga, na mapie małoskalowej zupełnie prosta, w rzeczywistości może wić się niezliczonymi serpentynami.

Rozważania o bitwie należy rozpocząć od przedstawienia bohaterów dramatu. Po stronie polskiej był to Front Północny gen. Józefa Hallera, w skład którego wchodziła 1. Armia gen. Franciszka Latinika. Zapewniono odwód w postaci oddziałów rezerwowych pod dowództwem gen. Lucjana Żeligowskiego. Armia Czerwona na Radzymin i Ossów rzuciła siły 3. Armii (21. Dywizja Strzelców gen. Iwana Smolina) oraz 16. Armii (gen. Nikołaj Sołłohub).

Pierwsze pod Radzymin dotarły oddziały wspomnianej 21. Dywizji Strzelców oraz 27. Dywizji Strzelców gen. Witowida Putny. Miało to miejsce 12 sierpnia wieczorem. W ciągu nocy zostały one wsparte przez resztę 16. Armii, a już rankiem 13 sierpnia Sołłohub wydał dyrektywę nr 510/k.a., która w interesującym nas aspekcie nakazywała 2. Dywizji Strzelców kontynuowanie natarcia na Radzymin. Rosjanie mieli wówczas przewagę wynikającą nie tylko z faktu, że przez ponad miesiąc kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa, ale również dlatego, że po polskiej stronie wystąpiły pewne problemy organizacyjne. Gdy 12 sierpnia Putna podszedł pod Radzymin, gen. Latinik dopiero obejmował dowództwo 1. Armii, która również dopiero w tym dniu zakończyła koncentrację na docelowym odcinku frontu. W związku z powyższym, gen. Latinik nie zdążył na czas obsadzić pierwszej linii obrony. Dodatkowym problemem był stan moralny części jednostek, w szczególności 11. Dywizji Piechoty płk. Bolesława Jaźwińskiego, która nie otrząsnęła się po doznanych w początku sierpnia klęskach oraz panicznym odwrocie – a to właśnie jej w udziale przypadła obrona Radzymina. Zadania nie ułatwiały raporty wywiadowcze, na podstawie których stwierdzono, że natarcie bolszewickie może być nieco odłożone w czasie.

Tymczasem jednak 13 sierpnia o godz. 6:30 rano 21. i 27. Dywizja Strzelców przystąpiły do natarcia. Jego skutkiem było zdobycie Zawad, jednak jeszcze przed południem Polacy przeprowadzili kontrnatarcie, które pozwoliło na odzyskanie tej miejscowości. Po południu oddziały bolszewickie ponowiły atak. 11. Dywizja Piechoty, jak już wspomnieliśmy, o niskim morale, zaczęła się cofać na sam dźwięk ognia karabinów. Mimo to również to natarcie udało się jeszcze odeprzeć. Generał Latinik nie do końca zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i w wydanym tego dnia rozkazie wzywał żołnierzy do bohaterskiej postawy, ale nie podejmował żadnych działań, które mogłyby realnie wpłynąć na bieg wydarzeń.

Powyższe zaniedbania przyniosły katastrofalny skutek. Około godz. 17 wojska bolszewickie, czyli wspomniane 21. i 27. Dywizja, skoncentrowane w regionie Kraszewa, Emilianowa oraz wspomnianych już Zawad, przypuściły kolejne natarcie. Putna i Smolin dysponowali wówczas ok. trzykrotną przewagą liczebną nad obrońcami, Polacy tymczasem nie wyciągnęli wniosków ze wcześniejszych potyczek i nie usprawnili systemu dowodzenia, w tym przede wszystkim łączności. Najdobitniej świadczy o tym fakt, że natarcie jako pierwszy spostrzegł ppor. Józef Usiekiewicz, który natomiast zameldował o tym płk. Krzywobłockiemu – dowódcy odcinka – ale ten meldunek nigdy nie dotarł do adresata. Bolszewicy mieli także przewagę artyleryjską i ich natarcie poprzedziła kanonada dział, podczas gdy po polskiej stronie na atakowanym odcinku armat nie było w ogóle. Weterani wspominali, że bardzo często zacinały się karabiny maszynowe. Wszystko to, połączone ze sprawnym forsowaniem pierwszej linii umocnień przez Armię Czerwoną, sprawiło że obrońcy załamali się i rozpoczęli odwrót, a sierżant Józef Matlak, który próbował zatrzymać towarzyszy broni, poległ. Cała ta tragiczna scena rozegrała się w ciągu dwóch kwadransów.

Odwrót zaś był o tyle niebezpieczny, że Polacy nie mieli przygotowanej drugiej linii obrony, a co gorsza, był zupełnie zdezorganizowany i na Radzymin cofały się bezładne grupki żołnierzy. Rosjanie przerwali również linię obrony pod Dybowem i Zawadami, również od tamtej strony otwierając sobie drogę na Radzymin. Jak wspomniano, meldunek ppor. Usiekiewicza nigdy nie dotarł do płk. Krzywobłockiego i ten ostatni był zupełnie nieświadomy katastrofy. Odwrót przerodził się tymczasem w ucieczkę i bolszewicy podchodzili pod Radzymin w ciszy, nie musieli bowiem do nikogo otwierać ognia. W mieście wprawdzie stacjonowała artyleria i oddała nawet kilka salw, następnie jednak wycofała się, w obawie przed zdobyciem armat przez wroga.

Kiedy wreszcie informacje o porażce, a przede wszystkim jej skali, dotarły do płk. Krzywobłockiego ten pozwolił sobie na zachowanie dla oficera niedopuszczalne. Załamał się psychicznie i nie był w stanie wydawać żadnych rozkazów. W tej roli musiał go zastąpić mjr Józef Liwacz. Polecił on kontrnatarcie na szosie Radzymin-Kraszew w kierunku pierwszej linii okopów, na Wiktorów i wspomniany Kraszew. Uderzenie to początkowo odniosło pewne sukcesy, powstrzymało impet ataku Rosjan i posuwało się naprzód, wtedy jednak zapadła decyzja o wycofaniu artylerii (i przerzuceniu jej do Pustelnika, co było decyzją o tyle błędną, że w jej efekcie Radzymin znalazł się poza zasięgiem armat). Pozbawieni wsparcia dział Polacy znów musieli przejść do defensywy. Tym razem major Liwacz nie opanował sytuacji, polskie oddziały zaczęły się cofać na zachód od Radzymina. Część oddziałów, pod dowództwem kapitana Wiktora Marczyńskiego nie zdążyła tego zrobić przed wdarciem się do miasta pierwszych jednostek bolszewickich i musiała przebijać się w walce, z kolei 2. Batalion 46. Pułku piechoty wycofywał się na miasto, gdy był tam już nieprzyjaciel – o czym powziąwszy wiedzę, jego dowódca, major Tadeusz Kwiatkowski, zdecydował się je wyminąć. Radzymin upadł przed godziną 20, o czym dowództwo 11. Dywizji dowiedziało się dopiero trzy kwadranse później.

Wówczas też pułkownik Jaźwiński, dowodzący 11. Dywizją, wysłał wówczas dla wsparcia zagrożonych oddziałów odwód (półtora batalionu piechoty) pod dowództwem ppłk. Romualda Kohutnickiego oraz poinformował o stanie rzeczy gen. Latinika, prosząc go o wsparcie odwodem armii. Po dotarciu na miejsce i zorientowaniu się w sytuacji, ppłk. Kohutnicki zaproponował płk. Krzywobłockiemu, który ponosił znaczną odpowiedzialność za rozmiary porażki, aby oddał dowództwo majorowi Liwaczowi, a sam zgłosił się jako chory. Tymczasem generał Latinik wysłał w ramach wsparcia jeden pułk z 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej i rozkazał odzyskać pierwotną linię obrony, jednakże pułkownik Jaźwiński nie zdecydował się na podjęcie kontrnatarcia, kontentując się jedynie załataniem luk w dotychczasowych pozycjach. Być może była to decyzja błędna, jednak warto zwrócić uwagę, że gdy dowódca 1. Armii o północy z 13 na 14 sierpnia powziął wiedzę o rozmiarach klęski pod Radzyminem, wysłał dla wsparcia 11. Dywizji całą 1. Dywizję Litewsko-Białoruską.

O skali porażki świadczył również fakt, że losem odcinka zainteresował się sam dowódca frontu, gen. Józef Haller. Nakazał on 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej podjęcie kontrnatarcia i wyparcie wroga z Radzymina najpóźniej do świtu, zaś generałowie Rozwadowski i Weygand, przerażeni tym, że wabik przedmościa warszawskiego może upaść i zniweczyć całą operację, wysłali Józefowi Piłsudskiemu depeszę z prośbą o przyspieszenie generalnego kontrnatarcia znad Wieprza. Odpowiedź Piłsudskiego była negatywna (i inna być nie mogła ze względów organizacyjnych), co prowadziło do konieczności odbicia Radzymina 14 sierpnia.

Mimo jednak słabości polskiego oporu, był on silniejszy aniżeli pierwotnie spodziewali się Rosjanie. Witowid Putna informował gen. Sołłohuba, że ma przed sobą nie rozbite resztki armii, ale oddziały zdolne do walki. Zasugerował nawet wycofanie się za Bug, jednak pomysł ten został odrzucony.

Tymczasem 17. Dywizja Strzelców szykowała się do zajęcia Tufowa, Wołomina, Marek i Pustelnika, zaś 21. Dywizja Strzelców miała udać się z Radzymina na Pragę. Jednocześnie generał Latinik wyznaczył na dowódcę kontrnatarcia gen. Rządkowskiego i nakazał mu o godz. 5 rano rozpocząć uderzenie na Radzymin. Plan przewidywał wzięcie miasta w kleszcze od strony Kraszewa i Łosia. Ciągle jednak w polskich oddziałach panował bałagan, rozkazy docierały zbyt późno i ostatnie jednostki o natarciu dowiedziały się dopiero o 6, co spowodowało jego przesunięcie na 8. W efekcie Polacy dali się wyprzedzić bolszewikom, ci podjęli bowiem działania zaczepne na Leśniakowiznę o godz. 5:30. Zakończyło się ono sukcesem i jednostki Wojska Polskiego broniące tej miejscowości (36. i 33. Pułk piechoty) musiały wycofać się na Ossów. W końcu jednak, dzięki wsparciu artylerii i pociągu pancernego, ofensywę Armii Czerwonej na tym odcinku udało się powstrzymać.

Upadek Leśniakowizny groził jednak przerwaniem frontu, w związku z czym podjęto próbę kontruderzenia. Nie była ona udana i skończyła się kontynuowaniem odwrotu na Ossów. Za wycofującymi się Polakami podążały wojska nieprzyjaciela, a ponieważ odwrót ten był bezładny, pozwoliło to Rosjanom na opanowanie wschodniej części wsi. Sytuacja była o tyle zła, że znaczna część żołnierzy nie zatrzymała się w Ossowie, tylko uciekała dalej. Kiedy do miejscowości przybył dowódca 33. Pułku, płk Sawicki, podjął decyzję o konieczności przeprowadzenia kontruderzenia. Oddziały zgromadzone w Ossowie ruszyły tyralierą, która szybko spotkała się z bolszewickim ogniem. To podczas tego kontruderzenia poległ ksiądz Ignacy Skorupka, który według różnych przekazów, albo zagrzewał żołnierzy do ataku, albo udzielał im ostatniej posługi. Przewaga ogniowa bolszewików była jednak zbyt duża. Kontruderzenie załamało się, Polacy rozpoczęli odwrót na drugą linię, Ossów upadł.

Odwrót nie przerodził się jednak w ucieczkę, ponieważ w odpowiednim momencie do walki przystąpiły świeże siły dwóch kompanii z 21. Pułku Piechoty, które umożliwiły utrzymanie pozycji obronnych. Dla dalszego wsparcia tego odcinka płk Stanisław Burhardt-Bukacki, dowódca 8. Dywizji Piechoty, zdecydował się wysłać dwa bataliony 13. Pułku Piechoty – te jednak były w stanie dotrzeć dopiero na godz. 11, więc zdecydował się sam udać do Ossowa, po drodze zbierając oficerów oraz maruderów. Po zapoznaniu się z sytuacją na froncie uznał, że 79. Brygada Strzelców, która atakowała na tym odcinku, utraciła zdolności ofensywne i w związku z powyższym nakazał natarcie na Leśniakowiznę.

Tym razem bardzo dobrze zorganizowano współpracę z artylerią i przy jej wsparciu udało się zmusić wroga do odwrotu na Ossów. Tam jednak trafiał ostrzał polskich dział, co podkopało morale Armii Czerwonej. Teraz 79. Brygada Strzelców rozpoczęła ucieczkę do Leśniakowizny. Na tym odcinku udało się odzyskać pierwszą linię umocnień, a ponadto siły rosyjskie poniosły znaczne straty.

Rankiem 14 sierpnia bolszewicy kontynuowali natarcie także na odcinku radzymińskim. Udało się opanować źle bronione Dąbkowiznę oraz Wólkę Radzymińską, wysłane zostały patrole na Izabelin i Nieporęt. 81. Brygada Strzelców, operująca w tym rejonie postanowiła jednak wstrzymać dalszy marsz oczekując posiłków.

Posiłków, które nigdy nie nadeszły, albowiem rozpoczęło się polskie kontrnatarcie na Radzymin. Prowadzenie tej akcji gen. Latinik powierzył gen. Rządkowskiemu. Pierwszy do uderzenia ruszył 46. Pułk Piechoty, który chciał się zrehabilitować za dzień poprzedni, następnie zaś oddziały 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej. Mimo iż Polacy ponownie działali bez wsparcia artyleryjskiego i znajdując się pod ostrzałem artylerii rosyjskiej, atak miał duży impet. Obrona bolszewicka nie wytrzymała go i rozpoczęła odwrót, na co dodatkowo wpłynęło pojawienie się polskiego lotnictwa. Polacy odbili Cegielnię, a następnie wdarli się do Radzymina, który wkrótce potem również został opanowany. Wywołało to reakcję przeciwnika, który rzucił do boju 27. Dywizję Strzelców, a w szczególności wspomnianą 81. Brygadę, która miast otrzymać posiłki, sama musiała zadowolić się ich rolą. Pozwoliło to wyhamować polskie natarcie, a wycofanie części oddziałów do Słupna spowodowało nowe zagrożenie dla świeżo odzyskanego Radzymina. Bolszewicy zdołali utrzymać także Ciemne i Helenów. Kontrnatarcie uzyskało zatem powodzenie w centrum, zostało natomiast powstrzymane na skrzydłach, co groziło okrążeniem.

Wśród żołnierzy 46. Pułku znów doszło do załamania morale, bolszewicy ponownie natarli na Radzymin i w mieście rozpoczęła się wymiana ognia. Rozpoczął się odwrót na Cegielnię, utrudniany przez działania kawalerii bolszewickiej. W efekcie Polacy, z dużymi stratami, ponownie cofnęli się na drugą linię obrony. Odwrót polskich jednostek obserwował dowódca frontu, gen. Józef Haller. To co zaobserwował rozczarowało go i jeszcze tego samego dnia wydał rozkaz, w którym nakazywał „z całą surowością” rozpoczęcie kolejnego ataku na Radzymin jeszcze w nocy i przekazał do tego celu własny odwód, 10. Dywizję Piechoty. Natarcie miał poprowadzić gen. Żeligowski połączonymi siłami 10., 11. i 1. Litewsko-Białoruskiej dywizji. Dla zmotywowania 1. Armii do skuteczniejszych działań, rozkaz gen. Hallera przewidział zastosowanie batalionów zaporowych.

Pierwszy do walki ruszył 1. Batalion 28. Pułku piechoty pod dowództwem por. Stefana Pogonowskiego, który jeszcze 14 sierpnia obsadził rejon Wólki Radzymińskiej. Jednakże wykonanie całości rozkazu gen. Żeligowski opóźniał, czekając na rozwój wypadków na pozostałych frontach. W końcu, 15 sierpnia o godz. 5 rano wydał rozkaz operacyjny nr 1/337/op., który nakazywał: 48. Pułkowi piechoty opanować Rudę, 19. Brygadzie Piechoty Mokre, a 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej Radzymin. Opieszałość ta była o tyle niewskazana, że oddziały 81. Brygady Strzelców podjęły kroki ofensywne, opanowując rejony Wólki Radzymińskiej, Nieporętu i Izabelina praktycznie bez polskiego oporu, co jednak sprawiło, że centrum sił bolszewickich oderwało się od skrzydeł. Wykorzystał to 28. Pułk piechoty, który natarł na Wólkę Radzymińską. Bolszewicy wycofali się, ale w starciu pod Aleksandrowem odzyskali inicjatywę i zmusili Polaków do odwrotu. Rosjanie zachęceni sukcesem zaatakowali Nieporęt, ale zostali odparci.

O świcie porucznik Pogonowski rozpoczął kolejne natarcie na Wólkę Radzymińską i nawiązał kontakt bojowy pod Mostkami Wólczyńskimi. Tam też poległ, ale jego śmierć nie osłabiła polskiego natarcia. Dodatkowego impetu atakowi na Wólkę dodało uderzenie 29. Pułku piechoty na fort Beniaminów. Udało się również odbić Dąbkowiznę i 81. Brygada Strzelców znalazła się w stanie zagrożenia okrążeniem. Ostatecznie udało jej się wycofać, ale poniosła przy tym znaczne straty. Polacy opanowali Wólkę Radzymińską o 6:30 i wówczas gen. Żeligowski wstrzymał dalsze natarcie na tym odcinku.

Jednocześnie natarcie na sam Radzymin, choć bez obiecanego wcześniejszego ostrzału artyleryjskiego, rozpoczęło się o 6 rano. Brały w nim udział siły 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej. Przez pierwsze trzy godziny bolszewicy nie stawiali większego oporu, poważniejsze walki wywiązały się dopiero pod Cegielnią. Mimo to Polakom udało się ją opanować. Dzięki temu niedługo później Polacy wdarli się do południowych dzielnic Radzymina, bolszewicy zaczęli się wycofywać i o godz. 10 miasto zostało wyzwolone. Dokonał tego 1 batalion Pułku wileńskiego, który rozpoczął zabezpieczanie miejscowości. Dzięki temu udało się również szybko opanować Aleksandrów.

W tym czasie trwały też ciężkie walki pod Ciemnem, gdzie polskie natarcie załamało się. Był to kolejny punkt zwrotny walk w tym rejonie, albowiem przy jednoczesnym wyhamowaniu polskiego natarcia po opanowaniu Radzymina, inicjatywę ponownie przejęła Armia Czerwona. Kontrnatarcie zostało przeprowadzone o godz. 13 i w związku ze znaczną przewagą liczebną bolszewików, polskie oddziały zaczęły wycofywać się z miasta na Cegielnię i Aleksandrów, a potem na szosę Rynia-Radzymin. Nie powiodło się również natarcie na Mokre, natomiast 48. Pułk piechoty i 11. Dywizja osiągnęły swój cel, zdobywając Rudę.

Ponieważ dla dalszych planów wojennych, w myśl których 1. Armia miała przejść do ofensywy, opanowanie Radzymina było niezbędne, 15 sierpnia o godz. 17 gen. Latinik wydał kolejny rozkaz niezwłocznego zajęcia Radzymina, podobny rozkaz dla 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej wydał gen. Żeligowski. Godzinę później miasto zaatakowały samoloty, a potem do natarcia przeszedł 30. Pułk 10. Dywizji. Jednocześnie Pułk wileński zdobył Ciemne.

30. Pułk stanął w Cegielni i przygotował się do uderzenia na Radzymin. Jako pierwsze do miasta dotarły oddziały jazdy, co wywołało panikę wśród bolszewików i skłoniło ich do odwrotu. W efekcie, o godz. 21 30. Pułk bez walki zajął miasto, a następnie wkroczył doń jeszcze Pułk grodzieński. Nie udało się wprawdzie odzyskać Mokrego, ale cele stawiane przed obrońcami Radzymina zostały zrealizowane. Miasto pozostało w polskich rękach. Dzięki temu następnego dnia mogła rozpocząć się kontrofensywa znad Wieprza.

Pozostałe miejsca walk

Na początku sierpnia 1920 roku Sowieci, wymęczeni forsownym marszem, lecz pełni wiary w znajdujący się na wyciągnięcie ręki tryumf stanęli na przedpolach Warszawy. Wbrew oczekiwaniom bolszewików, miasto nie padło w ciągu kilku godzin, zaś lud Warszawy nie zbuntował się przeciwko „Pańskiej” Polsce, lecz powszechnie stanął do jej obrony, konieczne była zatem próba zdobycia miasta siłą. Choć powszechne nastroje i przewidywania – a najpewniej również i kursy u bukmacherów, gdyby takowe zakłady były wówczas przyjmowane – wskazywały inaczej, Armia Czerwona nie zdołała pokonać ostatniej przeszkody na drodze do ogólnoświatowej rewolucji komunistycznej jaką stanowiło niepodległe państwo polskie. Złożyła się na to kombinacja genialnego dowodzenia, odwagi żołnierzy, ducha walki, działań wywiadowczych i szczęścia. Niewątpliwie Bitwa Warszawska kojarzona jest przede wszystkim z intensywnymi walkami w rejonie Radzymina, który kilkukrotnie przechodził z rąk do rąk, nie mniej w okolicy miały miejsce również inne starcia, których istotności dla wyniku końcowego batalii nie należy umniejszać.

Plan bolszewików z sierpnia 1920 roku zakładał zdobycie Warszawy poprzez atak od dwóch stron. Jedno z uderzeń istotnie nadejść miało od północnego-wschodu, i to ono zostało powstrzymane pod Radzyminem. Był to jednak tylko jeden z elementów sowieckiego planu. W czasie gdy trzon sił Tuchaczewskiego szykował się do bezpośredniego zagrożenia Warszawie, część jednostek Armii Czerwonej – sowiecka 4 Armia dowodzona przez Siergiejewa wspierana przez 3 Korpus Kawalerii (Kawkor) Gaja Dimitriewicza Gaja, ruszyła dalej na zachód w stronę Wisły. Manewrowi temu przyświecały dwojakie cele – po pierwsze, przecięcie Wisły i odcięcie Pomorza zablokowałoby możliwość dostaw dla Polski drogą morską, po drugie zaś niewątpliwie zamiarem Sowietów było powtórzenie posunięcia zastosowanego przez rosyjskiego dowódcę Paskiewicza podczas wojny polsko-rosyjskiej 1830-31. Opanowanie obszaru pomiędzy Wisłą a Prusami Wschodnimi stanowiłoby prostą drogę do wykonania manewru okrążającego opierającego się na przekroczeniu Wisły poniżej Płocka, po którym wojska radzieckie miałyby otwartą drogę do dokonania zwrotu na Warszawę oraz wsparcia w ataku na stolicę odrodzonej Polski od zachodu. Z perspektywy sztabu polskiego, zapobieżenie skutecznej realizacji tego planu było równie istotne, co samo rozbicie wrogich wojsk na wschód od Warszawy – nie mniej istotne zaś było odcięcie oddalonych od siebie radzieckich oddziałów, i uniemożliwienie Sowietom modyfikacji tegoż planu poprzez ponowną konsolidację jednostek w sytuacji gdy ich nadmiernie rozciągniętym siłom zagroziłoby rozdzielenie, i rozbicie jednego oddziału po drugim.

Działania jakie podjęto wyglądały następująco: w dniu 13 sierpnia szef sztabu generalnego gen. Rozwadowski, w porozumieniu z dowódcą frontu północnego gen. Hallerem oraz doradcą francuskim gen. Weygandem, oddelegował do walk na tym odcinku frontu nowoutworzoną polską 5 Armię pod dowództwem gen. Sikorskiego. Choć jednostka wciąż się formowała i pozostawała w fazie koncentracji, już 14 sierpnia 5 Armia podjęła próbę uderzenia na szybko posuwającą się sowiecką 4 Armię, oraz podążającą na zachód sowiecką 15 Armię Augusta Korka na linii Wkry, celem odciążenia walczących na przedmościu warszawskim głównych sił. Główne siły sowieckiej 4 Armii znajdowały się jednak wówczas już daleko na zachód od rzeki, i podążały w kierunku Wisły, zaś trzon sił sowieckiej 15 Armii miał dopiero nadejść. Polskie jednostki niejako weszły więc w lukę pomiędzy dwoma radzieckimi armiami, walcząc początkowo z ich skrzydłami, stopniowo wiążąc większe siły. Walki były zacięte, i początkowo nierozstrzygnięte, jednak w wyniku szeregu porażek Sowieci utracili ostatecznie inicjatywę operacyjną.  

W nocy z 14 na 15 sierpnia 1920 roku, 203. pułk ułanów pod dowództwem majora Zygmunta Podhorskiego dokonał zagonu (tj. wypadu w głąb terytorium kontrolowanego przez wroga) na Ciechanów. Pierwotnym celem akcji było przecięcie szlaków komunikacyjnych Sowietów. Akcji takich Wojsko Polskie przeprowadziło wiele, z mniej lub bardziej udanym skutkiem, jednak w tym konkretnym wypadku – jak się okazało – w Ciechanowie ulokowało się wówczas dowództwo sowieckiej 4 Armii, wraz ze sztabem. Jak wspominał sam major, sama operacja nie trwała długo: „Szybko rozwijam pułk i przez zaskoczenie wpadam do Ciechanowa, w koszarach następuje krótka walka, zostawiam tam jeden szwadron, a z trzema przechodzę przez miasto i zajmuję dworzec i cukrownię. W cukrowni napotykam słaby opór, trafiamy na sztab armii, i na radiostację, którą niszczymy”. W wyniku rozbicia sztabu, do pozbawionej kontaktu radiowego sowieckiej 4 Armii nie dotarły rozkazy Tuchaczewskiego by zawrócić na południowy wschód i wesprzeć oddziały sowieckie walczące pod Radzyminem poprzez atak na dowodzoną przez gen. Sikorskiego armię – i zamiast tego, zgodnie ze wcześniejszymi rozkazami, kontynuowała swój marsz w poszukiwaniu możliwości przeprawy przez Wisłę, docierając na przedmieścia Płocka, Włocławka i Torunia – długofalowo zyski te okazały się jednak dla bolszewików, w obliczu klęski pod Warszawą, bezwartościowe. Skutki operacji były więc zaskakująco (zarówno dla Polaków, jak i dla Sowietów) brzemienne w skutkach i wydatnie przyczyniły się do końcowego polskiego zwycięstwa. Choć ceną za tę operację były wysokie straty poniesione przez polskie siły, które uniemożliwiły przeprowadzenie bezzwłocznego pościgu za wycofującymi się jednostkami Armii Czerwonej, zostało to wynagrodzone przez strategiczne korzyści osiągnięte przez rozbicie sztabu i zakłócenie łączności pomiędzy radzieckimi jednostkami.

Pomimo sukcesu w Ciechanowie, bitwa nad Wkrą trwała jednak dalej. Na 16 sierpnia dowództwo radzieckie zaplanowało atak na strategicznie położony Płońsk, którego utrata byłaby sporym ciosem dla polskiej 5 Armii i groziła oskrzydleniem wszystkich jednostek polskich walczących nad Wkrą. Dowództwo polskie wiedziało jednak o planowanym ataku. Na dowódcę wyznaczono pułkownika Gustawa Orlicz-Dreszera, zaś na rozkaz gen. Sikorskiego garnizon miasta miał zostać wzmocniony dodatkowymi jednostkami. Bolszewicy uderzyli od zachodu, przełamali pierwszą linię obrony oraz poczęli podchodzić do pierwszych domów Płońska. Walki trwały nawet na bagnety. Wsparcie przyszło jednak w porę, i kontratak 1. oraz 201. pułku szwoleżerów, wraz ze wsparciem artylerii oraz samochodów pancernych, skutecznie odparł siły radzieckie. Udana obrona Płońska przez siły polskie uratowała 5 Armię generała Sikorskiego, oraz spowodowała pogorszenie sytuacji strony radzieckiej, której plany nie mogły zostać skorygowane odpowiednio szybko ze względu na problemy z łącznością sowieckiej 4 Armii z Tuchaczewskim.

Tymczasem na północny wschód od Płońska, pod Sarnową Górą, siły gen. Sikorskiego (przede wszystkim dwa pułki 18 dywizji piechoty, oraz cztery baterie z 18 pułku artylerii, wraz z 8 Drygadą Jazdy pod dowództwem gen. Krajowskiego) walczyły z jednostkami sowieckiej 15 Armii, skupiając na sobie główną siłę ich uderzenia. Bitwa trwała cztery dni, obie strony odniosły w niej ciężkie straty, a wiele okolicznych wsi kilkukrotnie przechodziło z rąk do rąk. Skrzydło polskiej 5 Armii zostało jednak utrzymane, zaś sowiecka 15 Armia, w obliczu niemożności przełamania polskich pozycji obronnych, ruszyła do odwrotu.

Decydujący charakter miały walki o Nasielsk w dniu 16 sierpnia. Siły którymi dysponował gen. Sikorski (9 oraz 17 DP, a także Dywizja Ochotnicza i jeden pułk Brygady Syberyjskiej) były nieco mniejsze niż siły Armii Czerwonej w tym rejonie, jednak Wojsko Polskie uzyskało wsparcie pociągu pancernego, a także lotnictwa. Po zaciętej bitwie, Dywizji Ochotniczej udało się oskrzydlić Sowietów. Siły radzieckie zostały odepchnięte za Narew, a pomoc sowieckiej 4 Armii nigdy nie nadeszła w stopniu który przesądziłby o losach bitwy. Zdaniem części historyków, zwycięstwo pod Nasielskiem było punktem przełomowym wojny w większym stopniu, niż bitwa pod Radzyminem, jako że zamknęły możliwości manewrowe Sowietów od północy, co znacząco zwiększyło skuteczność kontruderzenia znad Wieprza.

Skutkiem wycofania się sowieckiej 15 Armii, sowiecka 4 Armia – w wyniku szybkiego marszu ku Wiśle który kontynuowała pomimo rozkazów dowództwa, które nie dotarły do niej na czas – została całkowicie odcięta od reszty sił Armii Czerwonej. Sowiecki 3 Korpus Konny zagroził co prawda Włocławkowi i Płockowi, podejmując w kolejnych dniach sierpnia próby szturmu na te miasta, oraz przeprawy przez Wisłę, jednak były one nieudane. W obliczu klęski głównej armii pod Warszawą, wysforowane na czoło jednostki radzieckie zwróciły się do odwrotu, który dla większości jej żołnierzy zakończył się internowaniem w Prusach Wschodnich.

Nie ulega wątpliwości, że walki na zachód od Warszawy były nie mniej istotne dla końcowego powodzenia sprawy niepodległości Rzeczypospolitej, co zwycięstwo na jej przedpolach.

Przebieg walk
Przewiń do góry